2 stycznia 2015

Smutek mam we krwi



Lubimy, a nawet kochamy je, mamy swoje ulubione, które później polecamy lub przypominamy innym, można je usłyszeć w radiu, zadedykować ukochanej osobie, popłakać na nich, zamknąć oczy i odpłynąć… o czym mowa? 

Tak, zgadliście – mowa o smutnych, melancholijnych piosenkach, niejednokrotnie zaprzątających nasze myśli. Część z nich jest Wam znana doskonale, a część nie, ale jedno je łączy: opowiadają o uczuciach, relacjach, błędach, pragnieniach… generują to, co najczęściej szukamy w muzyce. 

Czasem dziwi mnie ich fenomen. Jak to się dzieje, że mimo iż możemy mieć zły dzień, to i tak wolimy się „dołować”? Może to być przyczyna przede wszystkim tego, by posłuchać kogoś, kto ma podobnie do nas, na chwilę zapomnieć o tym, co nas trapi. 




Pierwszym utworem, który wzruszył mnie do łez było My immortal grupy Evanescence. Nie zapomnę tego uczucia. Miałam wtedy 10 lat i, jak nietrudno się domyślić, świat wydawał mi się całkiem inny niż teraz. My immortal bardzo często jest wymieniany przez różnych użytkowników na forach jako ten, który wzrusza najbardziej. Nic dziwnego, przemawia wszak przezeń liryzm, opowiada o realnym cierpieniu... Wierzymy wokalistce, że odczuwa ból, a jeśli do tego chce się z nami tym podzielić, rodzi się coś na kształt relacji z artystą. Czujemy, że jesteśmy rozumiani, że wokalista "ma tak samo jak my", a przynajmniej stany, takie jak samotność czy smutek nie są mu obce. Mowa tu o osobach, które mają wysoki poziom empatii, są wrażliwe i uczuciowe… ale nie tylko. Moim zdaniem, kiedy ktoś ma coś ważnego do powiedzenia, dotrze to do różnych osób, nie tylko do takich mających o wiele bardziej nastrojoną emocjonalność od pozostałych. 

W pewnym wywiadzie, który ma już co najmniej dziesięć lat, frontmanka Evanescence, Amy Lee przyznała, że stworzyła ten utwór, by ukoić ból swoich słuchaczy. Nie chciałabym tutaj wkraczać w zbyt poważne tematy, ale trzeba mieć świadomość, że sporo osób właśnie w swoim idolu doszukuje się odpowiedzi na swoje pytania, zwłaszcza w okresie młodzieńczym. Piosenkarze, dla których target stanowią nastolatki, zdają sobie z tego sprawę i starają się nadać utworom odpowiedniego zabarwienia – przecież sami byli kiedyś w wieku swoich fanów i wiedzą, czym przyciągnąć młodą publiczność. My immortal stanowi pewien wyjątek wśród „upozowanych”, sztucznych kawałków na temat nieszczęśliwej miłości, śmierci i łzach. Trudno nie dostrzec bowiem w tekście piosenki liryzmu.

Do tego czarno- biały teledysk, nadający stan wyjątkowości teledyskowi i mamy poczucie, że jest to coś autentycznego i szczerego.  I faktycznie tak jest, ponieważ wokalistka napisała tekst piosenki tuż po rozstaniu z Benem Moodym, z którym stworzyła kapelę, będąc jeszcze nastolatką.


Evanescence - My immortal





My immortal w wykonaniu Lindsey Stirling



Jest jeszcze jeden utwór, który niezwykle na mnie działa. Nie słucham go zbyt często, by się nader nie rozczulać, ale jest piękny. Zapewne wszyscy go znacie. Warto zwrócić uwagę, że tak samo, jak w przypadku poprzednika, jest czarno- biały. To nam powinno już coś powiedzieć.


Adele- Someone like you




To, czy dany utwór przypadnie nam do gustu, zależy głównie od tego, w jaki sposób wykonawca mówi o tym, co go trapi i z czym musi się zmierzyć. W popowych balladach najczęściej emocje ukazywane są w sposób przesadzony i lekko przerysowany - tak, aby każdy mógł je dostrzec i na nie zareagować. W przypadku muzyki niezależnej wokalista oczekuje od odbiorcy przede wszystkim interpretacji. 



A Wy? Jakie są Wasze ulubione utwory tego typu? Które Was wzruszają? 

1 stycznia 2015

Daddy says I'm special


Trafiłam na nią zupełnie przypadkiem - wtedy, gdy zdałam sobie sprawę, że nie mogę się obejść bez muzyki typu indie. Prawdopodobnie przez zupełny przypadek wysłuchałam tego albumu i zakochałam się od pierwszego usłyszenia. Tak niezwykłego głosu dawno nie słyszałam. Mowa tu o nie byle kim, a o Kari Amirian, która w 2013 roku została nominowana do Fryderyków w kategorii Debiut Roku. Daddy says I'm special to jej debiutancka płyta pełna delikatnych, eterycznych i czułych dźwięków. Głos Kari na tym albumie przypomina mi w niektórych momentach głos dziecka, dlatego być może krążek ten tak bardzo kojarzy mi się z dzieciństwem - czasem beztroski i wolności. Niesłusznie porównywana do Likke Li czy Bjork (przecież Kari ma swój indywidualny styl i absolutnie nie powinna być tu do nikogo porównywana), pochodzi ze Świnoujścia, ale jak można wywnioskować z jej profilu na Facebooku, obecnie zakotwiczyła w Leeds, w Anglii. Oprócz wyjątkowego głosu wokalistki, można usłyszeć również gitarę akustyczną, harfę oraz pianino. 






Mimo że artystka ma na swoim koncie drugą płytę zatytułowaną Wounds and Bruises, której to premiera odbyła się 3 grudnia 2013 roku, ja jednak bardziej wolę jej poprzedni album, którym debiutowała. Może to przez ten niewinny wydźwięk, a może dzięki genialnym chórkom i sekcją smyczkową jak w przypadku Jump into my heart and stay? Kari wraz z drugą płytą wyraźnie dojrzała, zaś jej muzyka obrała konkretny kierunek. Znajdziemy na niej niepokojące, odważne tony okraszone tajemnicą i wsparte echem, jak to w przypadku dobrego indie popu bywa. Kari nadal zaskakuje i nie wychodzi z formy, zaś kawałki takie jak Hurry up czy I am your echo aż ociekają artyzmem, pozostanie jednak moją słabością Daddy says I'm special po wsze czasy. 


A co sama zainteresowana ma do powiedzenia na temat sztuki? Warto posłuchać.





Można się o tej uroczej dziewczynie coś dowiedzeć za pośrednictwem tego krótkiego filmiku. Nabrałam do niej po nim sympatii, bo widać, że kocha to, co robi i dla niej muzyka jest pasją, nie zaś tylko zarabianiem pieniędzy. 


Jest mi tylko trochę smutno, że o Kari w mediach nie mówi się zbyt wiele, a przecież alternatywna muzyka powoli zaczyna przenikać się z popularną. Wystarczy spojrzeć na sukces Dawida Podsiadły, Meli Koteluk czy Brodki- trudno o nich nie usłyszeć. Dlaczego więc Kari ginie przy swoich kolegach po fachu gdzieś w zgiełku kiczu i tandety proponowanym przez Ewelinę Lisowską czy Dodę? Trzymam kciuki za nią, bo moje serce już podbiła. 


Polecam odszukanie kawałków Kari i zachwycenie się nimi tak jak ja. Nie pożałujecie, a możecie tylko bardzo się zdziwić, w jak cudowny sposób pop spotyka się ze sztuką.